Obudziłam się ponownie w Domku nr 6. Percy usnął na krześle, prawdopodobnie czekając, aż otworzę oczy. Zauważyłam, że lekko zmarszczył czoło, jakby się martwił. No tak, przecież byłam nieprzytomna przez... Zorientowałam się, że tak naprawdę nie wiem, ile godzin bądź dni nie miałam kontaktu ze światem. Godzinę? Dwie? Dzień? Męczy mnie brak wiedzy. Jak mama nie lubię, gdy czegoś nie wiem albo gdy nie potrafię dociec, co się stało. Jego reka leżała na oparciu łóżka, pewnie trzymał mnie za rękę, zanim się zdrzemnął. Z ust delikatnie kapała mu ślinka. Wyglądał przy tym tak uroczo, lecz nie można się zwieść jego słodkim niebieskim oczkom albo kosmykom włosów obadajacych swobodnie na czoło, bo gdy tylko ujrzał potwora, natychmiast wyciągał długopis, który zamieniał się w Anaklysmosa, inaczej Orkana. Rozprawiał się z nim bardzo szybko. Przeważnie walczyliśmy blisko siebie, stykając się plecami, by chronić się nawzajem. Czułam się przy nim tak bezpiecznie, że poszłabym za nim w środek ciemności albo nawet do Tartaru.
Słonce lekko raziło mnie w oczy. Nie chciałam budzić Percy'ego, pewnie się zmęczył pilnując mnie. Stwierdziłam, że poleżę jeszcze, a jak się obudzi, to udam zaspaną. To przecież sprawiedliwe.
- Jak się czujesz, Annabeth? - spytał z troską - Boli cię głowa? Potrzebujesz czegoś?
- Względnie dobrze - odpowiedziałam. Jaki on jest cudowny! - Którego dzisiaj mamy?
- Dwudziesty Szósty. Drugi dzień świąt.
- Odpocznij. Sądzę, że zbyt gwałtownie wstałaś - stwierdził. Oczywiście miał rację. Co ja sobie myślałam? - Przepraszam.
- Za co?
- Nie pamiętasz jak ostro pokłóciłem się z Thalią? Nic sobie nie przypominasz?
Coś zaczęło mi świtać w głowie, ale jeszcze nie wiedziałam, o co chodzi,
- No więc, gdy wbiegłaś między nas, tak jakby oberwałaś strumieniem wody i piorunem - powiedział wyraźnie zawscydzony, pocierając kark dłonią, a policzki zaróżowiły mu się tak, jakby stał godzinę na mrozie.
- O co się pokłóciliście? - spytałam ostro. Chyba trochę za ostro, ale chciałam poznać prawdę.
Speszył się jeszcze bardziej.
- Annabeth, yyy... To nie jest teraz najważniejsze. Powinnaś odpocząć.
Nie zamierzałam odpuścić.
- Powiedz mi Percy, proszę.
- Zaboli cię to. Odsuniesz się ode mnei.
- Nie prawda. Jak mogłabym to zrobić?
- Więc... Nie wiem nawet, jak zacząć. Thalia przyjechała naswoje urodziny, a ja wszystko zepsułem. Wspomniała o Luke'u. Że chciałaby spędzić nim dzień. Porozmawiać.
Thalia wspomniała o Luke'u? Po co? A i dlaczego Nico di Angelo rozmawiał z nim kiedyś, jeśli stał po naszej stronie? Zdecydowałam ze na razie nie wspomnę o tym Percy'emu.
- Powiedziałem, że to przecież niemożliwe - kontynuował - i że no... Umarł i nigdy nie wróci. Wtedy Thalia kąśliwie stwierdziła, że gdyby Annabeth, to znaczy ty, go nie zabiła, byłby tutaj z nami. Ja oczywiście nie zgadziłem się z nią, no i trochę jej wygarnąłem, że ty musiałaś go poświęcić, by uratowac świat, a ona tylko poluje z tymi swoimi łowczyniami i że nie rozumie, przez co musiałaś przejść. Oburzyła się, sięgnęła po włócznię i strzeliła mnie błyskawiacą. Oddałem jej, znaczy, strzeliłem w nią strumieniem wody, wrzucając do jeziora. Cała przemiąknięta, właczyła egidę. I wtedy rozpętało się piekło. Krzyczała, że go zdradziłaś, że był waszym przyjacielem, że gdyby nie on, zginęłabyś jako siedmiolatka. Zaczęliśmy walkę. Wykrzyczałem, że rzanił cię wiele razy, że stał po stronie Kronosa i w ogóle. Powiedziałem też, że był po prostu zły. Nie chciałem jej zranić, naprawdę, ale jak zaczęła rzucać wyzwiskami apropo ciebie, nie wytrzymałem i ...
Wtedy spojrzał na mnie i natychmiast umilkł. Rozpłakałam się. Ja... Starałam się być silna, udać, że słowa Thalii mnie nie obchodzą, ale miała rację. Zabiłam Luke'a. Cokolwiek powiedział Percy, by poprawić mi humor, nie zadziałało. Zabiłam Luke'a. A Thalia mi to uświadomiła.
- Hej, Annabeth, już spokojnie, jestem przy tobie - szepnął mi do ucha, wycierając kantem dłoni spływajace mi po twarzy łzy - Thalia się pomyliła. Na pewno, gdyby ochłonęła, pomyślała by trochę dłużej, stwierdziłaby, że śmierć Luke'a to nie twoja wina. Musiałaś to zrobić. Choć ja nie zachowałem się lepiej. Nienawidziłem go, choć tak naprawdę nie był zły. Raczej zagubiony. Obydwoje zachowaliśmy się impulsywnie. Żałuję, że nas zobaczyłaś.
W tym momencie przypomniały mi się ostatnie słowa Luke'a. Kochasz mnie, Annabeth?
"Czułam się przy nim tak bezpiecznie, że poszłabym za nim w środek ciemności albo nawet do Tartaru." Nie kuś losu...
OdpowiedzUsuńAle o co chodzi o.O ;)
OdpowiedzUsuń