niedziela, 30 marca 2014

Przepraszam.

Przepraszam.

    Wiem, że już dosyć długo czekacie na nowy rozdział. Doskonale sobie z tego zdaję sprawę. Ale, wybaczcie mi proszę, na razie cierpię na brak weny, uniemożliwiającą napisanie czegokolwiek, co nadawałoby się do pokazania światu. Heh, światu, tego nawet nie ujawniłabym mrówce chodzącej po parapecie. Taka prawda.

    Przez bite dwie godzony siedziałam nad komputerem, stukałam w tę głupią klawiaturę, co chwilę klikajac delete, delete, delete.... Każde zdanie brzmiało pusto, bez sensu, a o poprawności gramatycznej i stylistycznej już nie wspominając. Wściekałam się, miałam ochotę wszystko rzucić, a po chwili złości znowu wracałam do pisania, choc stawało sie to dla mnie coraz bardziej frustrujące. Nawet nie wiecie jaką frustrację przeżywa osoba,  uważana za najmądrzejszą, najsprytniejszą i najlepiej posługującą się starożytną greką (nawet jeśli ona tak o sobie nie myśli), która nie potrafi napisać jakiegoś durnego rozdziału. Ups.

    Więc mam nadzieję, że nie nadużywam waszej cierpliwości, przeciągając dodanie nowgo rozdziału. Ale zrozumcie, heros też człowiek. Może wydawać się to dziwne, ale my też odczuwamy, męczymy się, przeżywamy różne emocje (co chyba najlepiej widać po mnie i po mojej reakcji na odejście Percy'ego), śpimy, ale też mylimy się, popełniamy błędy, czego też jestem dobrym przykładem. Sami chyba wiecie, że projektowanie Olimpu, pokonywanie pozostałości armii Kronosa, nauczanie Starożytnej Greki, wypełnianie przeróżnych misji, bycie grupowym Domku Nr 6, a dodatkowo spełnianie roli dziewczyny najsłynniejszego herosa obecnych czasów, co wiąże się z ratowaniem go z różnych opresji, jest dosyć męczące. A może nie wiecie.  A i jednocześnie chciałabym podziękować za to, że blog w zeszłym tygodniu przekroczył liczbę 1000 odwiedzin. Dziękuję!

Na zakończenie dodaję jedynie moje stare rysunki z Percym, kiedy jeszcze mogłam się cieszyć jego obecnością. Nie to, co teraz.



niedziela, 16 marca 2014

Dziewczyna na Olimpie

- Nie jesteś słaba. Jesteś najsilniejszą osobą jaką znam. Nie zapominaj o tym. 

    Pomimo tego, że Thalia musiała pójść już parę godzin temu, jej ostatnie słowa wypowiedziane do mnie, ciągle brzmiały mi w głowie. Gdy córka Zeusa tylko dowiedziała się, na co Percy się zdecydował, jak najszybciej udała się do mnie, nie wysilając się na litość, bo dobrze wiedziała, że nie potrzebuję, by ktoś się nade mną litował. Ścisnęła mnie mocno i pozwoliła, bym wypłakała się na jej ramieniu, powiedziała wszystko, co ostatnio ciążyło mi na sercu, powoli czując się coraz lepiej. Jednak jedynie nie byłam w stanie opowiedzieć jej o moim zaproszeniu na Olimp, gdzie bogowie zapewne chcieliby mi podziękować za uratowanie Afrodyty z rąk Perseusza. Tiaa... Miałam jeszcze tydzień, by zdecydować się, czy to zaproszenie przyjąć. Na Olimpie i tak ostatnio całkiem często bywam, ze względu na zadanie, jakie mi wyznaczono - ponowne zaprojektowanie królestwa bogów.

  Obawiam się tego dnia. Gdy bogowie nagle zaczną mi dziękować i wychwalać odwagę Percy'ego, jego poświęcenie, nie chciałabym się nagle rozkleić, gdyż to nie przystoi córce Ateny. Już wyobrażam sobie karcące spojrzenie mamy, gdyby zobaczyła, jak się do niego przywiązałam, jak trudno mi bez niego żyć. Nie byłaby ze mnie zbytnio dumna, gdy dowiedziała się, jak naprawdę sprawy się mają. Jako bogini mądrości i strategii chciałaby, by jej dzieci były równie silne, samodzielne, inteligentne jak ona sama, by wykazały się swoją odwagą, umiejętnością logicznego myślenia i samowystarczalnością. Już na samym początku nie pochwalała mojej przyjaźni z Percym, głównie dlatego, że twierdziła, że jego lojalność wobec przyjaciół nas zgubi. Zaakceptowała go dopiero gdy ocalił Olimp, ale i tak zagroziła mu, że jak mnie zrani, słono za to zapłaci. Chłopak chyba zdał sobie sprawę, że moja matka jest najgorszym przeciwnikiem, jakiego można mieć, bo o ile tacy bogowie jak Ares działają impulsywnie, nie zastanawiając się nad tym, co robią, to ona dokładnie przemyśli każdy krok, nie dając ponieść się emocjom, zaatakuje w odpowiednim momencie, nie biorąc pod uwagę porażki.


    Chciałabym udowodnić Afrodycie, że się myliła co do mojej osoby. Już dawno obiecała mi, że ,,urozmaici'' mój związek z synem Posejdona, powodując najrozmaitsze historie, starając się sprawdzić, jak dużo wytrzymamy. Mam jedynie nadzieję, że to całe jej zniknięcie nie było częścią jej planu, mającego na zadaniu rozłączyć nas ostatecznie. Jeśli jednak tak było, trzymajcie mnie, bo inaczej przy naszym następnym spotkaniu dojdzie do rękoczynów...

    Chciałabym jej również udowodnić, że dziewczyna potrafi normalnie funkcjonować bez ukochanego, co może w obecnym momencie wychodzi mi słabo, ale obiecuję sobie poprawę. Niech bogini miłości i piękna zobaczy, że dziewczyny są nie tylko ładne, śliczne i niewinne, ale umieją walczyć, stawiać czoło różnym przeciwnością losu, że prawdziwa kobiecość nie jest ukryta w ubraniach, ale w jej charakterze. Jako blondynka, musiałam się dużo bardziej napracować, by inni docenili moją inteligencję, nie bacząc na stereotyp głupiutkiej blondynki. Interesuję się architekturą, starożytną greką, potrafię się całkiem dobrze posługiwać się bronią, nauczam w Obozie Herosów i wielokrotnie wyruszałam na misje. Jakiś problem?
 
    Możecie mnie wyśmiać, ale owszem, czuję się feministką i będę się bronić jak lwica, gdy tylko ktoś odważy się zaatakować kogoś, kogo kocham. Dziewczyna nie oznacza słabsza.

                                                                      ***

   Zdecydowałam się jednak zawitać na Olimpie. Nie pozwolę, by jakoś drugorzędna bogini niszczyła mi życie. Niestety jedynym problemem, by pozostać silną i niezwyciężoną, są moje wahania nastrojów. Jednego dnia mega szczęśliwa, drugiego topię się we łzach. To faktyczne może sprawiać problem, gdy nagle wybuchnę płaczem, starając się udowodnić,  jaka to jestem silna.

   Zaraz potem przeszukałam cały pokój, wytrwale poszukując choć jednej złotej drachmy, by wysłać wiadomość iryfonem do Hermesa, boskiego posłańca, by przekazał Dwunastce Olimpijskiej o moim wizycie na Olimpie. Zostałam zaproszona na dwudziestego marca. Chciałam się należycie przygotować, dlatego postanowiłam z powrotem zacząć nauczać starożytnej greki, by sprawdzić jak długo potrafię wytrzymać, nie myśląc o Percym.
                                                             

    Dwa dni później obudziłam się cała zlana potem. Ciągle widniały mi obrazy z mojego koszmaru. Byliśmy oddzieleni szklaną szybą, a on nawoływał moje imię. A ja go nie słyszałam. Pomimo tego, że byliśmy tak blisko, czułam, jakbyśmy byli oddaleni od siebie o tysiące mil. Krzyczał, bił w szybę, próbując zwrócić na siebie moją uwagę. A ja jedynie przelotnie spojrzałam na niego, głupio się uśmiechając, zarzuciłam szal na szyję i odeszłam. Będąc kilkadziesiąt metrów od niego, nagle uświadomiłam sobie, kto stał za tą szybą. Nastąpiła we mnie diametralna zmiana, stałam się z powrotem sobą. Chciałam jak najszybciej zawrócić, przeprosić go, a wtedy usłyszałam rozrywający krzyk, pełen bólu. Nogi miałam jak ze stali, uniemożliwiły mi całkowicie jakikolwiek ruch. Mogłam  jedynie słuchać, jak Percy cierpi, błagając mnie o pomoc. Łkając, wymawiał moje imię, aż nagle zamilkł. Niespodziewanie moje nogi wróciły do normalnego stanu, więc jak najszybciej pobiegłam do tego miejsca. Nie było go tam. Jedyne, co po nim pozostało, to jego wisiorek z kamykami, jeden na każdy rok spędzony w Obozie Półkrwi.
 
    Chwilę później się obudziłam. Zdałam sobie wtedy sprawę, że to ja doprowadziłam do jego śmierci. To ja spowodowałam, że musiał się zamienić z tym prawdziwym Perseuszem. Powinnam była wymyślić coś innego, pokombinować trochę, a nie przystawać na propozycję tego oszusta. Powinnam była powstrzymać Percy'ego. Ale tak szczerze, czy coś by go zatrzymało przed uratowaniem świata?

    Gdy tylko wyszłam z domku, gotowa na spotkanie z bogami, Chejron przywitał się ze mną i zaprosił na filiżankę herbaty przed podróżą.

    - Annabeth, dziecko drogie, wcale nie musisz tego robić - powiedział z troską.
    - Dziękuję za troskę, ale ja chcę tam pojechać. Chcę by bogowie wyjaśnili mi, dlaczego za ich głupotę, Percy musiał odejść - odwarknęłam, zdziwiona tym, że Chejron nie rozumie, jak dla mnie ważna jest ta wizyta.
    - Nie gniewaj się na mnie. Bogowie nie są winni całemu złu na tym świecie.
    - Jeszcze ich bronisz? To oni odpowiadają za śmierć Luke'a. To przez nich nastąpiła ta cała wojna. To przez ich głupotę i arogancję wielu półbogów żyło bez świadomości, kim naprawdę są! Thalia prawie umarła z ich winy! Tylu herosów poległo broniąc ich głupiego królestwa! A ty jeszcze stoisz po ich stronie! - wykrzyczałam mu prosto w twarz, czując narastającą we mnie złość.
    - Annabeth, proszę...

    Nie dałam mu dokończyć. Chwyciłam swój podróżny plecak i natychmiast wybiegłam z Wielkiego Domu, starając się zignorować fakt, jak bardzo go zraniłam. W końcu zrozumiałam, co kierowało Lukiem, gdy zdecydował się przejść na stronę wroga. Zawiść, chęć pokazania bogom, że nie mogą nami pomiatać. Nie wiedząc dlaczego, pobiegłam z powrotem w stronę Domku Ateny. Otworzyłam swój kufer i wyrzuciłam z niego wszystkie ubrania, nie dbając o to, gdzie upadną. W końcu to znalazłam. Pamiętnik Luke'a. Naprędce wrzuciłam go do wewnętrznej kieszeni i skierowałam się do wyjścia z Obozu.

    Gdy tylko znalazłam się na Long Island, odetchnęłam z ulgą. Zaczęłam oddychać tym brudnym nowojorskim powietrzem i poczułam się tak jakoś normalnie. Jakby nie trapiły mnie żadne problemy, jakbym była zwykłą nastolatką. Jednak zaraz potem przypomniałam sobie prawdziwy cel mojej wizyty w Nowym Jorku i zaczęłam szukać jakieś wolnej taksówki, która zabrałaby mnie do Empire State Building.

    Gdy tylko weszłam do budynku, skierowałam się do odźwiernego.

    - Jestem umówiona z bogami na Olimpie.
    - Panienko, tu nie ma żadnego Olimpu. Zmykaj, chyba że mam wezwać ochronę - odpowiedział, nawet nie patrząc na mnie, ciągle czytając gazetę.
    - To ja. Annabeth.
    - O, najmocniej przepraszam, to zmienia postać rzeczy. Musisz poczekać, aż wszyscy ludzie sobie pójdą.

    Chwilę później zaprowadził mnie do windy, wcisnął ukryty guzik sześćsetnego piętra i życzył powodzenia. Nagle poczułam wszechogarniający strach. Co jeśli bogowie zaprosili mnie, by mnie skrzyczeć za zbyt powolne działanie? Co jeśli tak naprawdę chcą mnie jedynie poinformować, że mogłam zadecydować inaczej? A jeśli to był tylko podstęp, mający na celu sprawdzenie, jak silna jestem?

    Wyszłam z windy i mnie zatkało. On tam stał. Nie, to niemożliwe. Przecież on nie żyje.