wtorek, 24 grudnia 2013

Kłótnia z morzem i błyskawicami w tle.

    -Perseuszu Jacksonie! - krzyknęłam. To, co zobaczyłam jest praktycznie nie do opisania. Ale jednak postaram się cokolwiek wydusić.

    Gdy tylko zobaczyłam zbliżającą się chmurę deszczu, od razu pobiegłam ku głównemu placu. Odbywały się tam najważniejsze wydarzenia - oddanie hołdu poległym, witanie gosci, wspólne obrady, śpiewanie pieśni a także część treningów. Tym razem ujrzałam chłopca w pomarańczowej, obozowej koszulce, utrzymującego się na kilkumetrowej fali, która kierowała się ku bezbronnej dziewczynie leżącej na piachu. Na pewno Thalii nie spodobałoby się, że nazwałam ją bezbronną. Dziewczyna, pomimo wstąpienia do łowczyń, zachowała swój dawny styl. Ubrana była w  ciemne, z dziurami na kolanach jeansy, czarną koszulkę z niewielkim dekoltem, a także skórzaną, pikowaną kurtkę sięgającą bioder. Jej dosyć krótkie włosy były mroczne jak noc, lecz podoczepiała w nie pasemka w różnych odcieniach błękitu. Wbrew ubraniom, jakie nosiła, często porównywano ją do Percy'ego. Obydwoje mieli ten sam wybuchowy charakter, stawiali przyjaciół naierwszym miejscu. Thalia, by ochronić mnie i Luke'a, oddała życie, a jej ojciec - Zeus, zamienił ja w sosnę, dajac Obozowi dodatkową ochronę. Lecz dzięki intrydze Kronosa, odżyła na nowo. Myslałam, że już nigdy jej nie odzyskam. Nie po tym, jak Luke nas zdradził. Nie, nie mogę tak napisać. Nie po jego ostatnich słowach. Kronos go wykorzystał, on nie był zły, naprawdę! 

                                                                               

                                                                 

Jej tarcza, egida, leżała parę metrów dalej. Thalię jest bardzo trudno rozbroić i gdyby nie to, że pozbawił ją broni mój chłopak, byłabym pod wrażeniem. Moje myśli krążyły jak oszalałe. Dlaczego, na bogów, Percy zamierza utopić Thalię?! Jeszcze nigdy nie widziałam przerażenia w błękitnych oczach dziewczyny. Córka Zeusa, jak Luke i ja, uciekła z domu. Jej matka po opuszczeniu przez boga, popadła w obłęd. Przestraszona, mając zaledwie dwanaście lat, wyszła i nigdy nie wróciła. Później dowiedziałam się, że starała się odnaleźć mamę, lecz umarła zanim ją znalazła. Nie zdążyła z nią porozmawiać, przeprosić, wyjaśnić.
 
                                                             

                                                                               
      - Percy! - krzyknęłam po raz drugi.

    Nie rozumiem, o co poszło. Pokłócili się, to jest pewne.Tylko co ich skłoniło do ataku? I dlaczego nikt wcześniej nie przyszedł, by ich rozdzielić?! Robiło się to coraz bardziej skomplikowane.

     - No co Persiu, odebrało ci mowy przed twoją dziewczyną?! - zadziornie spytała go Thalia.

    Zabolało to mnie, ponieważ znam ją od lat i nigdy nie nazwałaby mnie ,,jego dziewczyną''. I nigdy nie powiedziałaby do Percy'ego ,,Persiu''. Mam wrażenie, że pokłócili się właśnie o mnie. Nie mogliby wytrzymać jednego popołudnia, by wspólnie uczcić urodziny Thalii? Coś - lub ktoś - mocno ją wkurzyło. Dlaczego tylko musiał być to Percy? Zaczęli wykrzykiwać do siebie obelgi. Zobaczyłam zmierzającego ku nam Chejrona, lecz nawet on nie umiałby ich uspokoić. Wtem syn Posejdona wrzasnął. Lecz usłyszałam tylko jedno imię. Nie, to nie może być prawda. Pokłóciliby się o niego? 
                                                                           
    - Przestańcie! - wbiegłam miedzy nich.

    I popełniłam jeden z największych błedów w moim życiu. Nie spostrzegłam, kiedy Thalia uniosła ręce ku niebu, modląc się o błyskawicę, a Percy zaczął kumulować strumień w jednym miejscu. Obydwoje zaczęli unosić się coraz wyżej, by nagle wystrzelić swoimi brońmi w jednym kierunku. Ku mnie.

   Ostatnie, co usłyszałam, był rozdzierający głos Percy'ego, krzyczący moje imię.

4 komentarze:

  1. Super! Pisz dalej, bardzo mi się podoba! Zapraszam na zakochana-w-smierci.blogspot.com !

    OdpowiedzUsuń
  2. Super! Pisanie nie jest proste, a ty sobie z tym radzisz! Powodzenia w dalszym pisaniu :)

    OdpowiedzUsuń