niedziela, 9 lutego 2014

Utrata tego, co najważniejsze. Miłości.

    Thalia. Percy. Nico. Thalia. Percy. Nico. Thalia. Percy. Nico...

   Moje myśli krążyły jak oszalałe. Słowa Perseusza ciągle spędzały mi sen z powiek, mój mózg pracował jak nigdy przedtem. Obietnica. Myślałam, że już mnie i Percy'ego nic złego nie spotka, skoro udało nam się pokonać Kronosa. Lecz to nagłe zniknięcie Afrodyty całkowicie zmieniło obrót spraw, nikt nie wiedział co począć, a nad niebem wisiała groźba wojny wśród bogów. To, co przekazała mi mama, dodatkowo mnie przeraziło, lecz zmobilizowała do działania. Nie chodziło teraz tylko o pomoc Aresowi, tylko o zapobiegnięcie wojny, którą niedługo Zeus wzniesie, jeśli mu nie przeszkodzimy.
    Nie potrafię tego zrobić. Nie potrafię wybrać między moimi przyjaciółmi. Thalia mnie przygarnęła, gdy miałam zaledwie siedem lat, traktowała mnie jak siostrę, jedyną, jaką kiedykolwiek miałam. Percy zaopiekował się mną potem, choć właściwie można rzec, że to ja troszczyłam się o niego, nie pozwalając mu zginąć przez własną głupotę. Nico... Co mogę powiedzieć? Poznałam go gdy miał jedynie dziesięć lat, choć już wtedy sprawiał wrażenie sporo starszego. Nie dano mu dorosnąć, najpierw stracił matkę, potem z siostrą spędził ponad siedemdziesiąt lat w kasynie Lotos, a potem nagła śmierć Bianci... Straciliśmy wtedy jego zaufanie, lecz jednak później jego plan nas ocalił. Pamiętam, że zawsze pragnął uznania swego ojca, Hadesa. W końcu mu zaimponował, dowodząc armią umarłych.
    Chciałabym móc powiedzieć, że najdalej mojego serca jest właśnie Nico. Przecież spotykam się z Percym, a Thalię traktuję jak siostrę. I jeszcze te pogłoski, że Nico się we mnie durzy... Nie mogłabym mu tego zrobić. Nie mogłabym tego zrobić żadnemu z nich...


  - Wszystko okej? - spytał niespodziewanie Percy, patrząc mi się czule w oczy. - Od tamtej nocy jesteś taka...zamknięta w sobie.
    - Nie, wszystko dobrze - odparłam, nie chcąc go zbytnio martwić. I tak pewnie nie uda mi się tego utrzymać w tajemnicy za długo, zbyt dobrze mnie zna. - Po prostu jestem zestresowana. 
    - Podejdź do mnie, proszę - powiedział, wyciągając do mnie rękę, uśmiechając się tajemniczo.

    Gdy tylko podeszłam, chwycił mnie delikatnie za dłoń, włączając cicho radyjko, które grało spokojną balladę. Drugą położył starannie na moim biodrze, ciągle się uśmiechając. Wtedy zaczęliśmy tańczyć. Jeszcze nigdy nie staliśmy tak blisko siebie. Jaki on jest kochany...
     Tak bujaliśmy się przez około godzinę, mocno przytuleni. Lecz nagle się zatrzymał, marszcząc czoło. 
     - Co się stało? - spytałam niespokojna.
     - Co przede mną ukrywasz? 
     Już chciałam mu przerwać, lecz przyłożył palec na moich ustach. 
     - Nie musisz nic mówić. Jeśli nie chcesz mi o czymś powiedzieć, to znaczy, że masz jakieś swoje powody. Nie będę cię do niczego zmuszał, lecz pamiętaj, że nie jesteś sama. Nie musisz zawsze być idealna. Daj sobie pomóc. 
     - Nie mogę, Percy. Przepraszam.
     - Nie przepraszaj mnie, nie masz za co. Chcę, żebyś wiedziała, że jestem przy tobie. Jesteś najlepszym co mnie w życiu spotkało, nie pozwolę, by ktoś cię skrzywdził. Pamiętaj o tym. 
     Jedyne, co odpowiedziałam, to marne ,,wiem''. A on, widząc moje zakłopotanie, nic nie powiedział, jedynie mocno przytulił. A ja nie potrafiłam spojrzeć mu prosto w oczy.

                                                                              ***

    W pół godziny później byliśmy gotowi do drogi. Spakowałam bagaż podręczny, a sztylet przepasałam przy pasku. Percy czekał już na mnie na dole. Zapłaciliśmy za pokój i wyruszyliśmy. Syn Posejdona zagwizdał głośno na dwóch palcach, wzywając swego wiernego pegaza, Mrocznego. Gdy tylko ten przyleciał, wsiedliśmy na niego i polecieliśmy w stronę góry Otrys, starając się nie myśleć o oczekującym wyzwaniu, jednocześnie wspominając naszą poprzednią wizytę tutaj. 

    Gdy dolecieliśmy, od razu coś zwróciło moją uwagę. Było tu... jakby inaczej niż ostatnim razem. Percy chyba też to spostrzegł, bo sięgnął po Orkan. Chwycił moją rękę i razem poszliśmy na szczyt góry. Owszem, siedziała tam zakuta w kajdany Afrodyta. Lecz obok niej stał ... Nie, to niemożliwe. A jednak. 
Perseusz, we własnej osobie. Spojrzał na mnie podejrzliwie, widząc, że nie przyprowadziłam nikogo. 
    - Droga Annabeth, gdzie moje wynagrodzenie? - zapytał.
    - Uwolnij ją, a przyprowadzę ci go. - odparłam, starając się ignorować pytające spojrzenia Percy'ego. 
    - Zapomnij. Zabiję ją tutaj, jeśli nie wywiążesz się z umowy.
    - Wymagasz za wiele - wycedziłam przez zęby. - Nie mogę poświęcić jednego z nich.  
    - Ha, ha - zaśmiał się perliście, pokazując rząd idealnie białych zębów. - Umowa to umowa. Czyżby to ten młodzieniec...
    - Nie pozwolę ci go skrzywdzić! - krzyknęłam, gotowa przysłonić Percy'ego własnym ciałem. Wyglądał na dość skonsternowanego, przecież nie miał zupełnego pojęcia, o co w tym chodzi.  
    - Jakaś ty naiwna, drogie dziecko. Naprawdę sądziłaś, że wypuszczę ją, przed obiecaną nagrodą? Chyba śnisz. 

    Wkurzyłam się. Muszę coś na prędko wymyślić, bo inaczej zamorduje całą naszą trójkę. Jedyne, co mi przyszło na myśl, to gra na czas.  
    - Powiedz, Perseuszu, po co ci to? Żeby się zemścić na Olimpie? Wojna wśród bogów nic ci nie da. Porwałeś ją ze względów osobistych, gdyż nie chciała się z tobą umawiać, prawda? Dopiero potem, gdy dowiedziałeś się, co jej zniknięcie może spowodować, postanowiłeś się nie ujawniać, jednocześnie rosnąc w siłę. Udawałeś słabego, by mnie oszukać, gdy tak naprawdę byłeś silniejszy niż kiedykolwiek. Chcesz, by twój ojciec zapłacił za nieuratowanie ci życia, prawda? Kolejna wojna zmiecie ten świat z powierzchni ziemi, nie będziesz miał nad kim sprawować władzę, gdy podczas bitew zginie większość amerykańskiej populacji! Możesz jedynie stracić. 
     - Szybko do tego doszłaś, Annabeth. Wszystko, co powiedziałaś, to prawda. Nie zgadza się jedynie fakt, że nic mi ten konflikt nie oferuje. Gdy bogowie będą wybijać siebie nawzajem, zabiję wtedy Zeusa, na zawsze kończąc tę erę. Jego śmierć da początek nowej cywilizacji. 

 - Oszalałeś! Zapanuje chaos! Tego naprawdę pragniesz? Chcesz zniszczyć ten świat? Czy mnie?
    - Całkiem możliwe. Prawdopodobnie masz rację.  Lecz ani ty ani ten twój chłopaczek nie powstrzymacie mnie. W każdej chwili mogę ją zabić. Nie poddam się. 
    - Annabeth, pozwól mi pójść - odezwał się Percy. - Jest to jedyne rozwiązanie.
- Nie! Na pewno jest jakieś inne... Percy... Nie musisz tego robić. Pójdę za ciebie. Coś wymyślimy, zobaczysz. Nie pozwolę ci odejść. Nie...
    - Nie tym razem, Annabeth. Wiesz, że nie ma innego wyjścia. Musimy ocalić Ziemię. Pozwól mi zadecydować. Chcę to zrobić - zaczął się jąkać, lecz natychmiast powrócił jego stanowczy ton. - Pamiętaj, Kocham cię. 
    

    Pocałował mnie i odważnie ruszył do przodu, nie oglądając się za sobą. Chciałam ruszyć za nim, powstrzymać go, lecz w głębi serca wiedziałam, że to było jedyne dobre rozwiązanie. Łamało mi się serca, łzy spływały mi po policzku, lecz nie mogłam nic zrobić. Percy odwrócił się po raz ostatni, uśmiechnął się, starając się dodać mi otuchy. Dotknął Perseusza i zniknęli. Wyparowali. Opadłam na kolana, chowając twarz w dłoniach. Łzy spływały mi ciurkiem, a ja nie mogłam ich powstrzymać. Starałam się być silna, lecz nie potrafiłam. Zapobiegłam wojnie, ratując boginię, lecz za jaką cenę? Chciałabym znienawidzić Afrodytę za takie "urozmaicenie" mojego związku. Bez niego moje życie straciło sens, czułam jak powoli umierałam, w duchu, nie fizycznie. Lecz myślałam wtedy tylko o jednym
Mój Percy odszedł. Już na zawsze.                         

4 komentarze:

  1. O boże jakie to smutne :C W poprzednim rozdziale w komentażu napisałam, że nominuję cię do LBA. Zerknij :)
    Pozdrawiam
    Margaret :*

    OdpowiedzUsuń
  2. :'(
    bardzo Ci dziękuję, potem zerknę :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Błagam, nie doprowadzaj mnie do łez, choć już i tak po przeczytaniu tego rozryczałam się na dobre. JAK MOGŁAŚ MI TO ZROBIĆ?!?

    OdpowiedzUsuń