- Doskonale pamiętam, Percy - odparłam ze smutkiem - Ale co jeśli naprawdę coś się stało Afrodycie? Nie mów mi, że nic to cię nie obchodzi. Przecież Percy Jackson zawsze idzie na ratunek...
- Może dodaj jeszcze, że zmierzamy ku biednej, bezbronnej, niewinnej bogini miłości, hm? Jakby bogowie nie potrafiliby sami się ochronić - obrzucił mnie wściekłym spojrzeniem.
- Percy, mówisz całkiem jak Luke zanim...zanim...- głos zaczął mi się łamać.
- Przepraszam - odrzekł Percy - Ja nie chciałem, naprawdę... - objął mnie w pasie. Znów poczułam się bezpiecznie, tak jak zawsze.
przemieszczając się po poszczególnych krajach - zaczynając od Grecji, Rzymu, by potem osiedlić się w Hiszpanii, Portugalii czy Wielkiej Brytanii, a kończąc na USA. Jeśli Ameryka upadnie, Olimp polegnie razem z nią. Może wydawać się to dziwne, ale patrząc na wszystko inne co nas spotkało - jak pomnik George'a Washingtona walczący w obronie NY, dwunastolatek wzywający umarłych czy tęczowy ofiotaur, mający moc obalić Olimp, nic mnie już nie zdziwi.
Gdy tylko wylądowaliśmy, ujrzeliśmy przerażający widok. Potężna postać Etny umieszczona na samym środku parku, stała jak gdyby nigdy nic. Lawa ściekała po niej strumieniami, a najlepsze jest to, że dzięki mgle zwykli mieszkańcy w ogóle jej nie widzieli. Czasami zastanawiało mnie, co zamiast prawdy widzą śmiertelnicy, ale chyba nigdy się tego nie dowiem. Dwa lata temu - po przejściu Labiryntu Dedala, po raz pierwszy zobaczyliśmy ten wulkan. Lecz wtedy był opanowany przez siły wroga - telchinowie i inne potwory chciały nas zniszczyć. Obawiając się, że Percy'emu nie da się wrócić z tej piekielnej fortecy, pocałowałam go. Natomiast po wybuchu, który wstrząsnął połową Nowego Jorku, Percy'ego odrzuciło aż do wyspy Ogygi - więzienia córki tytana, Calypso. Dziewczyna została niesprawiedliwie uwięziona, a mój chłopak obiecał jej pomóc w uwolnieniu. Podobno jest niezwykle piękna, stara się pomagać rozbitkom, ale niestety Olimpijczycy narzucili na nią klątwę - zakochuje się w każdym chłopaku, który przybywa na jej wyspę, a kiedy dany młodzieniec musi opuścić Ogygię, łamie jej serce. I tak za każdym razem. To świadczy o nieufności bogów do każdej istoty po za nimi samymi. Calypso nic nie zrobiła, a ukarano ją za bycie córką wroga. Po prostu okrutne. Nieludzkie wręcz.
***
Tyson - przyrodni brat Percy'ego, cyklop, które swoje dzieciństwo, aż do spotkania syna Posejdona, spędził na ulicy, mieszkając w tekturowym pudle, a w między czasie uciekając przed potworami. Percy chodził z nim do szkoły, gdy miał trzynaście lat i był wtedy jego jedynym przyjacielem. Niewiele później poznałam go osobiście. Cyklop towarzyszył nam podczas misji na Morzu Potworów. Przeważnie pracuje pod wodą w specjalnej pracowni boga mórz, wykuwając przeróżne bronie, lecz można powiedzieć, że wybrał się na ,,staż'' do Hefajstosa. Gdy tylko nas zobaczył, uśmiechnął się szeroko, podbiegł do nas, uścisnął i prawdopodobnie zgniatając wszystkie kości. Gdy nas puścił, zaczerpnęliśmy powietrza i wtedy zapytał :
- Braciszku! Co cię tu sprowadza? I Annabeth! Jak miło!
- Spokojnie cyklopku- odpowiedział wesoło Percy - Przyszliśmy odwiedzić twojego szefa.
- Hefajstosa? Ale braciszku, to jest niebezpieczne. Lepiej zawróćcie - odparł marszcząc czoło.
- Wiemy Tysonie. Lecz jednak musimy się z nim spotkać. To bardzo ważne - stwierdziłam patrząc się na Tysona.
- Jak uważacie. Zabiorę was do niego. Tylko ostatnio jest trochę...no poddenerwowany.
- Dzięki bracie - podziękował Percy.
Tyson prowadził nas przez podziemne tunele, a ja od razu przypomniałam sobie o Groverze, który, zresztą jak każdy satyr, lękał się przebywać pod ziemią. Tam zawsze czuć potwory. Satyrowie mają bardzo wyczulony węch, więc mogą wyczuwać zarówno potwory jak i szukać młodych półbogów. Dzięki nim do Obozu przybywa mnóstwo młodych herosów, których możemy szkolić i nauczyć ich obrony przed potworami. Przygotowujemy ich do życia poza Obozem, gdzie będą zdani tylko na siebie. Życie herosa wcale nie jest łatwe. Powiedziałabym, że jest cholernie trudne,
Nagle cyklop się zatrzymał, tak, że wpadliśmy wprost na jego plecy. Wyglądał na trochę zestresowanego. Zmartwiło mnie to.
- To tutaj - powiedział - Ja nie mogę tam z wami wejść. Przepraszam, ale tu muszę was zostawić.
- Dziękujemy Tysonie. I tak dużo dla nas zrobiłeś - odparłam - Mam nadzieję, że nie długo się zobaczymy.
Uśmiechnął się jeszcze raz i poszedł. Od razu zrobiło się tak... smutniej.
- Chyba należy zapukać - wyrwał mnie z zamyślenia Percy.
- Yyyy, tak, masz rację - zgodziłam się pukając.
Lecz już po pierwszym uderzeniu kołatką, drzwi same się otworzyły, prawdopodobnie dzięki jakiemuś mechanizmowi. Weszliśmy do ogromnej sali w kształcie koła. Kolumny podtrzymujące sufit były dość proste, zdobione jedynie zębatkami różnej wielkości. Poczułam się prawie jak w Pałacu Hadesa, gdzie wszędzie czuło się otaczający mrok. Jedynym światłem w pomieszczeniu były pochodnie, umieszczone tuż obok kolumn. Dawały one słabe światło, lecz wystarczające, by ujrzeć Hefajstosa. Siedział on na wytwornym tronie, wyglądającym jak z serialu Bitwa o Tron, który od razu rzucał się w oczy, na zawsze pozostając w pamięci. Sam bóg ubrany był w stare, podpalone miejscami szaty, zupełnie nie pasujące do otoczenia i na szczęście nie miał dziesięciu metrów ani nie powodował w najlepszym przypadku oślepnięcia. Nie można powiedzieć, że grzeszył urodą, zrozumiałam też, dlaczego próżna Afrodyta szukała towarzystwa przystojniejszego mężczyzny. Hefajstosa szanuje się za talent, dzięki któremu potrafi wszystko zrobić i naprawić, a nie za urodę. Ukłoniliśmy się i pozdrowiliśmy władcę Etny.
- Panie, przybyliśmy z ważną misją, która zawiodła nas aż do ciebie - zaczął Percy.
- Dokładnie. Chcielibyśmy sprawdzić, czy wszystko dobrze z pańską małżonką - spokojnie kontynuowałam, zwracając się do boga - Martwią się o nią.
- Kto się martwi? Ten mój niewdzięczny braciszek, który myśli, że nie wiem, że spotyka się z moją żoną? - zapytał, wyraźnie zażalony - To on was wysyła, prawda? - pokiwaliśmy głowami.
- Hmm, ten mały gnojek naprawdę sądzi, że porwałem moją żonę, by nie pozwolić się jej z nim spotkać? Przecież to się dzieję od ponad trzech tysięcy lat. Zdążyłem się już przyzwyczaić, że nikt mnie nie chce. Nawet własna matka mnie wyrzuciła z domu, bo stwierdziła, że jestem za brzydki by mieszkać na Olimpie. Własna żona się mnie wstydzi. Zemściłem się na Herze, ale na Afrodycie nie zamierzam. To jej życie, jeśli nie chce go spędzić z takim obrzydłym stworzeniem jak ja, to nie musi. Ale nie oskarżajcie mnie, że ją porwałem.
Spojrzeliśmy się na siebie z Percym. Hefajstos wydawał się mówić szczerze, tak jakby, naprawdę nie wiedział, co się stało z jego żoną. Ale przecież wszystkie szlaki prowadziły do niego! Co nam umknęło?
- Dziękujemy ci - powiedziałam kłaniając się jeszcze raz - Mógłbyś nam powiedzieć, kiedy ją ostatnio widziałeś?
- Oczywiście dzieci. Wczoraj wieczorem przyszła tutaj, by poinformować mnie, że jutro wychodzi do Salonu Piękności i że nie będzie jej cały dzień. Byłem pewien, że idzie się spotkać z Aresem, ale tylko powiedziałem, że się zgadzam, pocałowałem w czoło i poszedłem spać. Od rana jej nie widziałem.
- Jeszcze raz dziękujemy ci. Będziemy już iść - odparł Percy.
- Idźcie. Do widzenia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz